Pogoda sztormowa u nas jest, tego nie da się ukryć. Morze wylewa swoje fale dalej niż kiedykolwiek, wiatr zrywa czapki z głów, ale jodu nigdy dość. Jak zwykle „zakurtkowani i zakapturzeni” wyruszyliśmy nad morze, pod wodzą Pana Marka odbyliśmy długi spacer, na wniosek pani przerwany smacznymi deserami, zakupami, aby ponownie wrócić nad morze, tym razem z wiatrochronami. Po obiedzie pani powiedziała, że po ciszy będzie niespodzianka, ale my już wiedzieliśmy, że to wyprawa nieopodal do parku linowego. Ale to była zabawa, zapinanie, przepinanie, zjeżdżanie, pokonywanie przeszkód, było fajowo…

Pani się zdziwiła, bo mamy takie dzieci, które zawsze na plażę biorą spray na komary, bo tym razem go nie zabrały, a wiadomo w lesie są nie tylko dziki, ale i komary😊
Na koniec posiłek regeneracyjny, czyli wafelki, a potem już szybko na kolację ze smakowitymi paróweczkami, jak zwykle apetyt nam dopisywał😊